— Mylisz się, panie podskarbicu — odrzekł król sucho — imię i twarz jego są mi bardzo dobrze pamiętne, szczególniej dla zasług w ojczyźnie czcigodnego rodzica jego.
— Cieszę się, iż choć w ten sposób mam szczęście — począł podskarbic, ale król mu przerwał.
— Gdzież waćpan przebywasz, żeśmy go od tak dawna widzieć nie mieli przyjemności?
— Na wsi lub w Krakowie — odparł kłaniając się zapytany.
— A czcigodna małżonka, wszakże żyje? jak się miewa?
— Nie zbyt szczęśliwem cieszy się zdrowiem — rzekł podskarbic... i z domu się prawie nie rusza...
— Co za nieszczęście! osoba tak znakomitych przymiotów duszy, którąbyśmy radzi zawsze widzieli tu, gdzie jej cnoty i wpływ pożądanemi byłyby.
Podskarbic się kłaniał...
— A rodzina? — spytał król bacznie wpatrując się w podskarbica.
— Pan Bóg nas nią nie obdarzył... — szepnął spytany.
— Jak to? wszakże po ś. p. wojewodzie, jeżli się nie mylę, syn był pozostał...
— Ten... ten... bąknął podskarbic niewyraźnie, — zmarł wkrótce po ożenieniu mojem...
— Proszę! co za nieszczęście! zmarł! nie słyszałem o tem wcale — dodał król — strata wielka i nieodżałowana, bo to rodzina była krajowi zasłużona, starożytna i znakomita.
To mówiąc Stanisław August cofnął się parę kroków i nader zimnem kiwnięciem głowy podskarbica pożegnał...
Kasztelan czekał na niego... usunęli się więc w głąb sali, i byłby go uprowadził zaraz, mając zamiar zabrać z sobą, gdyby podskarbic, który wciąż śledził okiem chłopaka w paziowskim stroju... nie szepnął kasztelanowi: Proszę cię, zrób mi tę łaskę... Leliwa ów mocno mnie intryguje, przyznam ci się... pomóż mi zapytać go o rodzinę i pochodzenie; znasz go pewnie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.