Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Król, gdy miał jeden z tych listów, które sam tak pięknie umiał i lubił układać, wysłać do ambasadora lub do którego z dygnitarzy, nikogo nie użył tylko Leliwy. Był najpewniejszym, że go nic po drodze skusić, zbałamucić nie potrafi... Do tych łask i szczególnych względów musiał chłopak dojść powoli, z początku bowiem nikt go nie znał, nie miał nikogo, coby go przypominał i zalecał; dorabiał się uznania i wysługiwał, by je pozyskać.
Izdebka, którą Janek zajmował w zamku, była może najmniej pokaźną, najniewygodniejszą, i dostała mu się dla tego, że wszyscy nią pogardzili; potrafił z niej jednak uczynić z małemi środkami najmilsze mieszkanko. Położona blizko poddaszów, zdala od wrzawy uczęszczanych kurytarzy, miała dwa okna na Wisłę i wesołe od nich światło. Przytykał do niej gabinecik, rodzaj sypialni ciemnej, w której kryło się wszystko, co do gospodarstwa należało... W izdebce była kanapka, stół przed nią, drugi do pracy cały założony książkami, na oknie kilka wazoników zielonych... Zresztą ubierały ją naukowe sprzęty, globusy, mapy, matematyczne narzędzia i przybór do rysunków, któremi się Janek także zajmował. Wszystko to ustawione w najlepszym porządku, z pewnym nawet wdziękiem, budziło zazdrość towarzyszów, u których większa przestrzeń cała była zawsze zagracona i w nieładzie.
— Ten Janek musiał chyba kiedyś służyć za chłopca w jakim dworze — mawiał Turkułł — tak sobie umie teraz być razem lokajem i panem...
Uderzało to zarówno towarzyszów jak starszyznę, że nigdzie ani sylwetki, ani portretu, ani żadnej pamiątki familijnej u Leliwy nie było. Przy łóżku tylko w głowach stało piękne pudełko zamykane na klucz, z którego raz na wielkie naleganie połączone z żarcikami odpowiadając, chłopak dobył przepyszny łańcuch złoty z relikwiarzem, i pokazawszy go usta żartownisiom zamknął.
Chociaż największa tajemnica otaczała przeszłość Leliwy, który nierad był się z niej spowiadać, ów łań-