Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

przeżyte! A ty! nieboraku! a! i ciebie nielitościwy czas nie szczędził... chociaż... doprawdy, na takie życie, jakie prowadziłeś, powiem ci szczerze, nie jesteś tak... zniszczony, jak sądziłam. Vous avez très bonne mine.
Allons donc! chere Comtesse, nie mówcie mi tego... jestem ruiną, wiem to i czuję.
Oboje przypatrywali się sobie i strasznym śladom lat ubiegłych. W tem spotkaniu było coś elegicznie smutnego i śmiesznego razem... Znajomość i miłość stanęły jak zegar na rozstania godzinie... a teraz... biła inna... na świecie... i z wiosennego poranka zrobiła się noc zimowa.
Podróżny, który wrócił z wygnania i zastał domostwo w gruzach, szuka pod niemi zatraconych skarbów: tak oni w twarzach swoich odszukiwali oczyma rysów, które im zostały w pamięci.
— Mój podskarbicu — ozwała się po chwili Estella — trzeba się godzić z wolą przeznaczenia, starość ma swe dobre strony... straty przychodzą z pewnemi kompensatami, znamy lepiej świat i ludzi.
Uśmiechnęła się. — Słyszałam, żeś się ożenił...
Podskarbic głową pokiwał smutnie. — I bardzo bogato? — dodała, żywo Estella — co nigdy nie szkodzi...
Na tem się teraz przerwała rozmowa, przytomny bowiem marszałek dworu i dama do towarzystwa nie dozwolili zwierzyć się szczerzej podskarbicowi z utrapień swoich; zaczęto mówić o czem innem... On utrzymywał, że czasy były liche i smutne, ona starała się je obronić.
— Wierz mi — rzekła — teraz jest lepiej; z tym ostatnim Sasem nie wiedzieć co było począć, do psów tylko strzelał, na kobiety ani patrzył i wolał to swoje Drezno od Warszawy, która się była strasznie zabrukała. Król jest miły i dobry, na nieszczęście ma nieprzyjaciół...
Dano do stołu, a jedzenie u podżyłej pani było bardzo wykwintne, co i podskarbic cenić umiał... Siedli we czworo tylko, więc ceremonii nie było. Marszałek