Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

kretem o tem hrabina Estella, i znając stosunki wszelkie, z jak największym pośpiechem nazajutrz rano pojechała do pisarzowej. Starej wszetecznicy została z przeszłości miasto żywego dowcipu nielitościwa złośliwość. Szczególnie lubiła się mścić na młodych i szczęśliwych. Dawało jej to chwilę jakiejś drastycznej rozkoszy, którą się nasycała chciwie.
Odwiedziny ranne, osoby, która nie zbyt często u niej bywała, zdumiały nieco panią pisarzowę; domyśliła się znając osobę, iż pewnie ze złośliwą i skandaliczną przybyła plotką, a że Ewunia była w pokoju, skinęła chcąc ją odprawić. Hrabina jednak rzuciwszy się ściskać dziewczynę, którą zwała faworytką swoją, nie dała jej odejść.
— Ja tu tylko chwileczkę zabawię, chciałam się dowiedzieć po drodze o zdrowie wasze — odezwała się. — Coś mi Ewunia blada, i pani zmizerniałaś.
— Bom do tego życia miejskiego waszego nienawykła — rzekła Litwinka. — Warszawa mnie męczy, ja sobie prosta jestem wieśniaczka i gospodarstwo moje lubię najlepiej.
— Ja zawsze mówię, że to nie ma jak wieś — dodała hrabina — ludzie się w mieście psują... tyle okazyi do złego! tyle pokus... A, à propos — szepnęła — wiecie historyą Leliwy? królewskiego pazia? Wszak to, czy się tylko nie mylę (wiedziała doskonale co mówiła), czy się nie mylę, podobno ten, co którąś z panien tak mężnie uratował...
— A! cóż mu się stało! — krzyknęła pisarzowa.
Hrabina zukosa rzuciła wejrzenie na Ewunię, która jak ściana zbladła...
— Doprawdy, nie wiem dokładnie — dodała hrabina — ale mówią, że popełnił jakąś okrutną zbrodnię, bo go, co u nas się nie trafia... Król kazał sekretnie uwięzić i zamknąć, nie wiedzieć gdzie...
— Zbrodnię! — krzyknęła Ewunia nie mogąc się powstrzymać — on! zbrodnię? a! to nie może być! — Tych słów domawiając biedne dziewczę padło zemdlone. Matka pobiegła ratować, przyleciała i hrabina rozpa-