dając się nad biednem dziecięciem... i przepraszając, że mimowolnie była powodem tak smutnego wypadku.
— Ale mogłażem się domyśleć, iż chłopiec Ewunię waszę tak obchodzi...
Pisarzowa płakała, dom cały zbiegł się, zaklęto hrabinę, aby o tem nie mówiła nikomu, i stara żmija wyjechała łzy zostawiając za sobą, z uczuciem radości z tak zręcznie wypłatanego figla.
Zaledwie po kilku minutach zdołano się Ewuni docucić; otwarła oczy biedna i z płaczem rzuciła się matce na szyję, słowa nie mogąc wymówić. W tej chwili wszystkie inne względy ustąpiły przed macierzyńską troskliwością o życie i zdrowie dziecięcia. Pisarzowa kazała natychmiast karetę podać i pojechała do zamku. Król zajęty był ambasadorem i przyjąć nie mógł, lecz uparta Litwinka siadła czekać na odjazd posła, kazała powiedzieć kuzynkowi, że widzieć się z nim musi, i wysiedziawszy dobrą godzinę, została przypuszczona przed pańskie oblicze...
Zapłakane oczy pisarzowej dozwalały się domyślać, że ją jakaś boleść dotknęła...
— Co się stało waćpani? czy uchowaj Boże co w familii...
— Nic, N. panie — zawołała kuzynka — przybiegłam tylko dowiedzieć się. Rozpuszczono wieść po mieście o jakimś występku popełnionym przez Leliwę, tego, który mi córkę uratował. Moja Ewunia omdlała, życie jej zagrożone...
Król mocno sposępniał i zachmurzył się.
— Co to jest N. Panie, czy wistocie...
— Proszę tego nie rozgłaszać — odezwał się Poniatowski — rzecz wielce dla mnie nieprzyjemna...
— Czyż może być co tak ważnego?...
— Ważnego, bolesnego, przykrego — rzekł król — chłopiec zgubiony...
Pisarzowa ręce załamała.
— Chłopak tak zacny, tak uczciwy...
— Tak niepojęty hipokryta — przerwał Stanisław
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.