się zaczynać nanowo, przystąpił do stołu... Właśnie Price, ważąc pieniądze na ręku, miał je już rzucić, gdy ukośnem spojrzeniem ujrzawszy portugały złote... Byszewski zbliżył się do Anglika... Za pozwoleniem — rzekł — gra nie uciecze... mam kilka pilnych słów do pomówienia z Panem... Price jeszcze jakoś nic się nie domyślając podniósł głowę... Jenerał wziął go pod rękę...
— Chodźmy do przedpokoju...
Wyszli, drzwi się zamknęły... Gospodyni blada i pomieszana siedziała na kanapie; podskarbic czekał z ciągnieniem na Anglika.
— Cóż tam ten jenerał miał tak pilnego? — odezwał się — ażeby aż grę przerywać! Anglik mi zaświecił całą garścią portugałów jak z pod stępla, muszę się zatrzymać.
— Ciągnij waćpan — sucho i kwaśno przerwała gospodyni — Anglik podobno nie wróci.
Podskarbic zdumiony obrócił się — Jakto? a cóż mu się stało?
— Jenerał przybył go aresztować i powiózł, bodaj czy nie do więzienia — półgłosem wyjęknęła gospodyni.
Ze wszystkich ust wyrwał się okrzyk zdumienia.
— Jakaś polityczna awantura...
— Nie wiem — rzekła hr. Estella — to pewna, że rzecz wielkiej wagi...
— A zatem tysiąca dukatów, które u niego wziąłem, już nie odegra — rzekł uśmiechając się podskarbic — co mnie wcale nie martwi...
W istocie Anglik nie wrócił. W przedpokoju była już straż, która go nie spuszczając z oka wyprowadziła do oczekującego powozu. Price wychodząc obejrzał się i sądził, że wśród ciemnej nocy łatwo wyrwawszy się niespodzianie ujść potrafi, lecz oficer w porę pochwycił go za kołnierz, i kilku mocnemi argumentami zniewolono go zająć przeznaczone miejsce. Napróżno odwoływał się do praw międzynarodowych, jako obywatel wolnego narodu, grożąc zemstą w. Brytanii. Jenerał Byszewski z uśmiechem odpowiedział
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/162
Ta strona została uwierzytelniona.