Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

mu na to: Panie Müller, siedź spokojnie, bo ci każę włożyć bransoletki...
Posłyszawszy to nazwisko, więzień spuścił głowy, zamilkł, i na twarzy jego odmalował się wyraz zwątpienia. Opuściła go cała buta i śmiałość, z którą się jeszcze odgrażał przed chwilą. Powóz ruszył z więźniem, a jenerał Byszewski pojechał dać znać do zamku, iż Price został ujęty. Natychmiast przystąpiono do obejrzenia jego osoby, i znaleziono przy nim, po kieszeniach, znaczną część złotych medalów królewskich... W mieszkaniu delegat sądowy ciekawsze jeszcze odkrył zbiory starożytności już popakowanych, jakby zacny miłośnik nauki i medalografii sposobił się już do wyjazdu. Były tam i medale ze zbioru króla, i reszty kollekcyj Lorda Spencera, i nieświadomego pochodzenia różne zabytki, zdobyte w podróżach zapewne w ten sam sposób, jak portugały z królewskiego Gazophyllacium (skarbca). Znać miły ten gość nie spodziewał się wcale, aby go zaniepokojono, obwarowawszy się zręcznie na czas jakiś podrzuconemi papierami i kilku sztukami w mieszkaniu Janka Leliwy. Rachował na to, że go nawet nikt nie będzie śmiał posądzić.






Leliwę po aresztowaniu osadzono w małej izdebce na odwachu zamkowym. Była ona przeznaczona na więzienie oficerskie, a w nadzwyczajnych wypadkach służyła dla znakomitych więźniów, gdy szło o to, ażeby miani ciągle na oku, ani się wymknąć, ani z nikim widywać nie mogli. Odmalować, co się stało z nim, gdy się dowiedział, o co był obwiniony, tem trudniej, że to nie był gniew, ani rozpacz, ale rodzaj obrażonej dumy