jego niewiele była warta, a kapitału nie uzbierał żadnego, bo zwykle co miał, lokował na pauprach i ubogich krakowskich. Wszakże raz w rok na dzień urodzin ks. Hodowskiego przyjeżdżała regularnie siostra z mężem albo sama. Dzieci biedna nie miała. Działo się im dosyć dobrze, chociaż mąż nie był wcale miłym człowiekiem, a kanonik, instynktowy znawca ludzi, od pierwszego poznania szwagra wstręt do niego powziął szczególny, i chociaż to sobie wyrzucał, pozbyć się go nie mógł. Nieprzyjaciel wszelkich przesądów, profesor dlatego najbardziej miał na sumieniu ową odrazę do szwagra, iż ten był kuternoga... a kanonikowi zdawało się, iż ulegał powszechnemu i niesłusznemu uprzedzeniu przeciwko nieszczęśliwym kulawym i kalekom... Za każdym razem spotykając się ze szwagrem ks. profesor starał się przemódz niechęć i wstręt, jaki czuł ku niemu, a przekonywał się po odjeździe, że się one jeszcze powiększyły. Siostra nigdy nie skarzyła się na męża, znać jednak było z ich obejścia z sobą, iż niezbyt się czyle kochali.
Dzień urodzin ks. kanonika przypadał we wrześniu, jakoś w parę tygodni po instellacyi Janka na górze i zaciągnięciu go pod komendę pani Maciejowej. Oprócz rodziny, to jest siostry i szwagra, żywa dusza w mieście nie wiedziała o tej uroczystości, nikt nie przychodził winszować, i na obiedzie, z którym Maciejowa występowała, bywały tylko trzy osoby. W porównaniu wszakże do codziennego pokarmu kanonika, który był wcale nie wykwintny i głód tylko zaspokajał, obiad ten stanowił ucztę i na kilka dni najnieszczęśliwszą z istot na ziemi czynił panią Maciejową.
W wigilią wigilii zaczynała się gryźć i przemyślać.
Co ja im dam... przeszłego roku była gęś, trudnoż znowu to samo, powiedzą, że u księdza gotować nie umiem... wezmą na języki... a to to na wsi rozpieszczone we wszelkich zbytkach... bo ich tam ani kura ani jendyk nic nie kosztuje... W przeddzień obiadu Maciejowa, aby zrzucić z siebie odpowiedzialność, zwykle
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.