pewna! Ale i ja też wiem, ta i dobrze. Jeźli teraz kuternoga się zgłosi do mnie, to mu pokażę, gdzie go szukać... A co go mam oszczędzać! Jeźli chłopskie dziecko, niechaj wraca do tego jarzma jak i my... Będzie się tu w pierzynach wylęgał i patrzał się z ganku, jak my w błocie piechotą brodzimy? niedoczekanie!
Hruzda dobrze sobie zanotowawszy kamienicę i zieloną wiechę, poszedł, powrócił do domu i zrazu milczał. Drugiego dnia przy misce ozwie się do baby:
— Co się to tam z tym Jankiem stało?
Hruzdzina spojrzała nań i ramionami ruszyła...
— A cóż? nieboraczysko pewnie gdzieś na wsi u gospodarza... haruje.
— No, ja myślę, że nie — odparł Hruzda — to nie głupi chłopiec, choć go tu głupim zwali, wybrał on pewnie co lepsze i kędyś miejskie bruki zbija...
— Et! gdzie zaś! — ofuknęła żona.
— Bo mi się nawet zdaje, że ja go w mieście widziałem — dodał Hruzda... no i gdyby teraz kuternoga ów przeklęty przybył, wskazałbym, gdzie go szukać.
Baba się porwała łyżką rzuciwszy. — Słyszycie! — zawołała — to byś go oddał temu łajdakowi?...
— A dlaczegóż łajdak? czy że dał pięćdziesiąt talarów, com sobie gospodarstwo poprawił?
— A miałżebyś ty te pięćdziesiąt, gdyby nie chłopiec?.. i za to go chcesz dać?...
— Cóż to, ten go ma zgubić, co go ratował? — spytał Hruzda.
— Wiesz że ty, czy on go ratował czy gubił oddając na cudze ręce? Człowieku... rozgniewana poczęła Hruzdzina... toć pewno nie czysta sprawa...
Hruzda zmilkł...
— Co mam kłamać — odezwała się gospodyni z gniewem — otóż wiedziałam i wiem, gdzie chłopiec jest, ale jeźli mu się co złego stanie... Hruzda, jak Bóg żywy... ja... ja... nieszczęśliwym cię uczynię... zgubię siebie, ciebie, chatę, wszystko... Słyszysz! klnę się na Bóg żywy!...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.