Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża opieka.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

Stara Hruzdzina miała dla mnie serce matki — rzekł w sobie — może też ona mieć będzie macierzyńskie poczucie, co lepiej? Pójdę się jej poradzę...
Janek widywał często przybywających do miasta poczciwą starą, która go nigdy nie minęła... lecz ani razu nie zajrzał na wieś. Sądził, że teraz bezpiecznie tam na chwilę przekraść się może... Szlachcic był zachorzał i zmarł, a panicz podrósł i czuba natartego zapomniał. Jakaś go wielka ochota brała miejsce to odwiedzić, gdzie się chował i gdzie pierwsze przeżył lata... te lata, których nawet bole słodko się poźniej przypominają...
Więc gdy Materski szedł burcząc zamykać drzwi żelazne, Janek mu się pokłonił.
— Miałbym prośbę do pana...
— Hę? — spytał kupiec — już prośbę? już myślisz, że takeś mi się zasłużył, że tak się bez ciebie jak bez prawej ręki obejść nie potrafię, iż możesz ze mnie ciągnąć co zechcesz...
— Ale ja nic nie myślę — odparł Janek — i o nic więcej nie proszę, tylko o uwolnienie mnie na jeden dzień, bo muszę pójść na Prądnik.
— Hę? już świerzbi? już świerzbi? — zawołał Materski — po co? na co? aby bąki zbijać?...
— Matkę przybraną chcę... widzieć i z nią się poradzić. — Kupiec aż drgnął. — Cóż to za rada? czy już cię piecze, czy już ci źle?
— Łaską pańską nie gardzę, lecz...
— A! idź! idź! nie pytam więcej, idź sobie... na cały dzień, na dwa dni! myślisz, że się bez asindzieja nie obejdę, obejdę... otóż obejdę... idź...
Chłopiec milcząc się pokłonił i na tem się skończyło. Kupiec sądził, że go nastraszy, i zląkł się widząc, że to nie zrobiło zamierzonego skutku.
Jak mi drapnie — rzekł w duchu — nie łatwo takiego drugiego znajdę.
Naradzali się z żoną długo, ale nic nie postanowili. Jak świt Janek z bijącem sercem wyruszył. Ranek był letni, pogodny, a świat uśmiechnięty i we-