Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

straconą mianą sierotę, odzyskano — przyznać trzeba, iż nikomu na myśl nie przyszło jej zazdrościć, ucieszyli się wszyscy szczęściem gospodarstwa, którzy w sierocie jakby własne widzieli dziecię. Ks. Sobrański, któremu mszę odprawiać było pozwolono, odprawił dziękczynną; spłakał się stary Rewnowski, winszując, Hudziakiewicz klął się i przysięgał, że zawsze przeczuwał, iż dobrym sędziostwu Bóg musi zesłać pociechę. Strukczaszyna z góry zapowiadała, iż pannę dobrych manier nauczy.
— Bo to — dodała — niech sobie mówią, co chcą, dziś już tej maniery ludzie nie mają, co była na Sasskim dworze, ani się ukłonić, ani uśmiechnąć, ani chodzić, ani siedzieć, dziś żadna nie potrafi. Inaczej było za nieboszczyka króla jegomości... a co za elegancja! dziś do czego kobiety podobne!... dam już niema...
Sędzina swym zwyczajem głową potwierdzając kiwała... Panna Micka cieszyła się nowej przyjaciółce, przed którą spodziewała się spowiadać ze wszystkich nieszczęśliwych amantów, którzy jej nie dawali pokoju... a Rózia! Rózia może rachowała na to, że gdy wszyscy będą nowo przybyłą zajęci, ona swobodniej na ganek wybieży bałamucić prowentowego pisarza.
Gdy państwo Rewnowscy wyjechali już po Konstancję, rolę gospodyni domu, której sobie wydrzećby nie dała nikomu, objęła strukczaszyna. Ona siadała na pierwszem miejscu u stołu. Stary Rewnowski nieco głuchy, zajmował miejsce przy niej, i opowiadań jej tem cierpliwiej słuchał, że rzadkie słowo z nich do ucha mu wpadło.
Hadziakiewicz na wyjezdnem dał był sędziemu najuroczystsze przyrzeczenie, że w czasie jego niebytności, awantury nie zrobi — i upierał się przytem, iż go dotrzymał, bo tylko jednego żyda pobił i za pejsy wytargał, za to, że broniąc się, psa podwórzowego kijem potrącił, i jednego stróża bizunem skropił za to, żo mu odpowiadał.