półgłosem nucili hymny, których nie mogła nie słyszeć. Już się zabierano iść do obiadu, przy którym swobodniejszą być sobie obiecywała umęczona panna Konstancja, gdy szum się zrobił w sieni i w pokoju zaczęto się odzywać:
— A to kasztelanic Pociej!
— Słowo daję! to taranty Pocieja! mówił inny.
Gospodarz, który kasztelanica i mało znał, i wcale nie zapraszał, zdziwiony poszedł ku gankowi. W istocie był to kasztelanic, który na drodze się spotkał z panem Wasiutyńskim jadącym do Muchomorów. Ten mu wyśpiewał, że jedzie bardzo piękną pannę, świeżo przybyłą tu z pod Lublina oglądać. Kasztelanic, kawaler modny, płochy człek, panicz, wielki płci pięknej miłośnik, stante pede postanowił towarzyszyć Wasiutyńskiemu, na bryczkę go swą wsadził — i pojechali.
Młodym był pan Pociej, jak wiadomo znacznego rodu i wielkiego imienia. Wychowanie w domu odebrał francuzkie, a już i zagranicą bywał, szlacheckie więc towarzystwo i jego obyczaje, dosyć sobie lekceważył. Zdało mu się, że zaszczyt czyni dworkowi, do którego zajedzie. Ubrany modnie, po francuzku, w peruce, którą podróż nieco nadwerężyła, we fraku haftowanym, koronkach, łańcuszkach, błyskotkach, wyglądał trochę niewieścio, przy zawiesistej szlachcie wąsatej. Lecz strój ten już naówczas w wyższem towarzystwie bardzo był pospolity, w mieście niemal powszechnie przyjęty, i znamionował wedle pojęć ówczesnych postępowych ludzi. Ci, co się starego ubrania trzymali, za zacofanych byli miani. Kobiety zwłaszcza, bardzo łaskawemi oczyma patrzyły na żaboty koronkowe, mankiety i białe ręce, które z pod nich wychodziły.
Wysiadając już kasztelanic, śmiał się, nie wątpiąc, że impressję uczyni nie małą.
— Nieproszony gość! — zawołał, witając się z sędzią — ale zaszczycając się przyjaźnią jego i respekt mając dla domu państwa, chciałem im z przyjaciołmi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.