Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

boszczami, którzy się o dom Boży starali, aby go utrzymać pięknie, dziwnie się tu wiele rzeczy zachowało, mimo wojen, zawichrzeń i różnych kraju losów. Poszło to pewnie tak tradycyą od pierwszego, co tu siedział po ufundowaniu, a którego imię nawet w wizytach kościelnych nie pozostało, — następcy wstydzili się okazać mniej dbałymi i duch jednego gorliwego człowieka, choć pamięć jego zagasła, żył w pokoleniach następnych.
Można powiedzieć, że od progu począwszy, było na co popatrzeć i czemu się dziwować...
W samem wnijściu kazał się pochować jeden z fundatorów, obyczajem wieków pobożnych, jak się to naówczas często trafiało, na kamieniu nie dopuszczając wyryć imienia swego nawet, tylko słowa pokorne:

Hic jacet peccator —
Orate pro eo.
(Tu leży grzesznik — módlcie się za niego.)

Z tych wyrazów, które lat więcej dwóchset ścierały nogi pobożnych parafian, ledwie teraz ślad pozostał...
W sklepionej kruchcie pod chórem, w prawo u murowanego słupa, stała bardzo stara kamienna chrzcielnica, w kształcie wielkiej czaszy, na nieforemnej podstawie. Na bokach jej też napisy były i godła nieczytelne, ale poważna staruszka, choć nie piękna, poszanowanie obudzała. Ileż to rąk, z których już i kostka nie ocalała, czerpało z niej wodę święconą! W kruchcie były na prowo drzwi do składu, w którym się pogrzebowe przybory, katafalk, drewniane lichtarze i stopnie mieściły, z wielu innemi odwiecznemi gratami. Tu chowano i rycerzy drewnianych wielkopiątkowych, i wszystko, co do tego obchodu służyło, i stary żłobek wystawiany na Boże Narodzenie. W lewo wschody wiodły na chór do organów, także na klucz zamykane, aby się nie wszyscy tam cisnęli. Było to łaską organisty, komu dał wstęp na górę, a nie każdy jej mógł dostąpić. W kruchcie stanąwszy, cały ów kościołek można obejrzeć było, który, choć nie