Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

śliwszy, żeś pani uczyniła wybór... — rzekł Wacek po chwili.
— Cóżby to pomogło! — szepnęła panna, — jam panu mówiła, nigdy za mąż nie pójdę, bo nie mogę. Mocne to postanowienie. Wiem, że stryjowstwo wydaćby mnie chcieli — ale mnie przymuszać nie będą...
Ze spuszczonemi oczyma mówiła to spokojnie i powoli.
— Takie moje przeznaczenie! — dodała.
— Ale powód?..
— Powodu panu powiedzieć nie mogę, — przerwała panna Konstancja. Sprzyjam mu mocno... wdzięcznam mu za dobre serce dla mnie... proszę byś pamiętał o mnie... ale zarazem, abyś gdzieindziej szczęścia szukał... tu — tu pan go próżno będziesz czekał...
— Jakto? nawet mi pani zostać nie pozwalasz!!
— Bronić nie mogę — proszę... — mówiła, wahając się panna Konstancja. Mówią, że u mężczyzn uczucia te prędko przechodzą, pan pojedziesz, zapomnisz i — będziesz szczęśliwy... Ja panu tego z serca życzę!
Mówiła i głos jej drżał przejęty — wstała potem żywo i uśmiech kłamany na usta przywoławszy, pobiegła do sędzinej. Wacek siedział jak wkuty.
— Niechże to kto zrozumie! — mówił w sobie. — Zdaje się życzliwa. Gdy mówi, — czuję, że nie gniewa się na mnie, a odpędza... To oszaleć trzeba..
Zamyślił się Wacek, co ma czynić.
— Zostanę, — rzekł w duchu, — niech choć poprobuję, co Bóg da, to da, zawsze będzie czas iść precz.
Nazajutrz strukczaszyna z wielkiemi ceremoniami, w tajemnicy największej powierzyła sędzinie sekret kasztelanica, — kasztelanic się kochał; od pierwszego wejrzenia śmiertelnie był ranny — i niezawodnie się mógł ożenić. Cóż to za szczęście byłoby dla rodziny Rewnowskich, skoligacić się tak, taką partję znaleźć dla sieroty...
Ktokolwiek wie, jak u nas wielką do rodu i związków familijnych przywiązywano wagę, nie zdziwi się