Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

Głos, którym się Rewnowski rzadko odzywał, bo zwykle mówił cicho i spokojnie, cały dwór na ganek i podwórze ściągnął.
Najpierwszy przypadł Hadziakiewicz, bo gdzie krzyk było słychać i zamieszanie, a hałas się wszczął, nigdy go tam nie brakło... Zobaczywszy krew, wnet począł nie pytając rozdziewać rannego, aby dojść do źródła... stało się to tak szybko, że nim Wacek pomyślał o obronie, ten już go rozpiął, opatrzył, ręką machnął i zawołał:
— Nic, — szelma jestem — mizerja! od rożna.
Sędzia stał, nie rozumiejąc... Sędzina zdala zobaczywszy okrwawionego, biegła ręce łamiąc. — Co się stało!? Tuż za nią panna Micka, Rózia, ks. Sobrański, w ganku stary o kijach Rewnowski... biegli, stawali, coś widząc i domyślając się strasznego, a nie mogąc dopytać, co się stało?
Napadano milczącego Wacka pytaniami do koła, ten jeszcze rozmyślał, przyznać się, czy zmilczeć, — Utaić pojedynku nie było podobna... Hadziakiewicz krzyczał na cały głos:
— Ale nic! furda! No cóż? co? pokłócili się rożenkami... Szach! mach... i tyle — zalepi się, zasklepi... i nic... Jak Pana Boga kocham...
— Rożenkami? z kimże? gdzie?
Wacka na pół niemego prowadzono na ławę w ganku... Siadłszy, począł się uśmiechać...
— Spotkałem się w lesie z kasztelanicem, — miał ochotę probować się ze mną na szpady... Odmówić nie było podobna.
— I naszpikował! — wołał Hadziakiewicz, — naszpikował, — ale to nic. A jemuż się co dostało?
— Nie wiem, — rzekł Wacek.
Zawiązywano rany, — i przestrach pierwszy przechodził, gdy panna Konstancja wyszła niespodzianie na ganek, o niczem nie wiedząc. Spostrzegła bladego i okrwawionego Wacka... krzyknęła i zapomniawszy się, przypadła ku niemu z takim wyrazem rozpaczy i bólu, że przerażona sędzina pochwyciła ją,