— Ja go kocham — szeptała Konstancja, — a ukrywać to przed nim muszę... Ich jest dwóch braci... oni oba się razem pokochali we mnie, oba mnie kochają... Póty są w zgodzie, dopóki odmawiam obu — ręka moja wniesie waśń śmiertelną między braci... Mamże ja dla szczęścia mojego rozdzielić ich i uczynić wrogami! A! to nie może być i nie powinno... Kocham tego, tamtego mi żal — nie pójdę za żadnego z nich, aby w zgodzie i pokoju żyli z sobą...
Mówiła żywo, patrząc w oczy sędzinie, która słuchała z natężoną uwagą, ale zdawało się, że tego rozumowania jakoś pojąć nie mogła.
— Uspokój-no się, kochanie moje, — rzekła powoli — bo zbytecznie jesteś jakoś zaaffektowana... Romyślisz się... Ducha Świętego wezwiesz na pomoc... wszystko się ułoży... tylko się uspokój, kochanie moje... pomódl się... Słowo daję... ja nic nie rozumiem!
Pocałowała ją w głowę sędzina, — myśląc w duchu: — Ani wiem, co począć... bałamuci... egzaltowana... Trzeba się poradzić z jegomością.
— Uspokój się, — dodała, całując znów Konstancję, która płakała ciągle, — zostawiam cię na chwilę samą... połóż się... odpocznij...
I wyszła na palcach z pokoju, mocno skłopotana wprost do męża na naradę.
Sędzia poruszony i gniewny, właśnie był od rannego Wacka, zdawszy go Hadziakiewiczowi, powrócił do swojej kancellarji i przechadzał się po niej, pomrukując sam do siebie, gdy weszła żona na palcach, po cichu... Z twarzy jej widać było jeszcze i strach zaledwie przebyty i smutek a niepewność. Spojrzało na siebie małżeństwo...
— No, cóż jejmość na to? A to mi się pięknie spisał kasztelanic... Niewinnego człowieka na szerokiej drodze napaść... ni przypiął, ni przyłatał! bij się... to fiksat! furjat! zamknąć go do czubków!
Sędzina stała zamyślona...
— A już to prawda, — odezwał się, — Bóg nam dał niespodzianie odnaleźć tę zatraconą sierotę, ale
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.