Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

Sobrański przez litość znowu zaszedłszy do chorego, siedział nad nim, modląc się po cichu, ze złożonemi rękoma... Stary Rewnowski pierwszy odszedł, gdy się dowiedział, jak rzeczy stały. Rany nie były niebezpieczne... ale nudnie wymagano od Wacka szczegółów o tym pojedynku, których on opowiadać nie chciał, znajdując go śmiesznym. Był takim w istocie. Nie pochwalił się tem nawet, że i on — tak było w istocie, — kolnął parę razy kasztelanica, nim mu ten szpadę wytrącił. Pociej miał rękę przebitą, i bok raz dotknięty... Nie zważał na to w pierwszej chwili, choć wsiadłszy do powozu, uczuł, że mu krew płynęła z ręki obficie. Trafem, rana ta była niemal niebezpieczniejsza od zadanej Wackowi, bo ścięgna nadwerężyła, i Pociej zaledwie dojechawszy do miasteczka, musiał dla bólu i krwi upływu kazać się opatrzyć...
Sapieżyński doktór, Niemiec, kiwał głową, grożąc mu, że na fletrowersie, na którym wirtuozem był, może już grać przestać będzie musiał, — klął więc kasztelanic szlacheckie dwory i znajomości, gdy we dworze szlacheckim nawzajem na pańską butę i fantazję narzekano. Choroba Wacka przeciągała się, musiał siedzieć w izbie dla obwiązanego boku tak, że nawet panny Konstancji nie widywał, której współczucie za serce go ujęło tak, iż się czuł niem szczęśliwy i obiecywał sobie wiele.
Sędzina tymczasem usiłowała ciągle płaczącą i smutną synowicę nawrócić i przekonać, że dla imaginowanej niezgody braci, nie powinna siebie poświęcać, gdy ma do jednego z nich przywiązanie. Panna milczała, ale mocno przy swojem stała.
Wyzdrowiał w końcu Wacek o tyle, że mógł przyjść do pokoju, a śpieszno mu było, aby prędzej pannę zobaczyć. Powitała go Konstancja bardzo mile, serdecznie, a sędzina, ułatwiając im porozumienie, zostawiła ich samych, nie wątpiąc bynajmniej, że dziecinna obawa Konstancji ustąpi.
Miał tę nadzieję i Wacek, jakoż korzystając ze