pełno było... Żaden może mały kościołek na prowincji takiego nie miał zapasu monstrancji i pacyfikałów, kielichów, relikwiarzy, począwszy od piętnastego wieku. W czasie wojen szwedzkich kilkakrotnie uwożono te skarby do lasu, zakopywano je, a ks. proboszcz Derszniak, któremu nogi przypiekali Szwedzi nad wolnym ogniem, zmuszając go do powiedzenia, gdzie pochował kościelne rzeczy, został kaleką na całe życie, aby te drogie pamiątki ocalił...
Proboszcza tu nigdy o nic głowa nie zabolała, a gdy się zjechało duchowieństwo na odpust, czy na pogrzeb, nie potrzebowało z sobą kielichów przywozić — zawsze ich dosyć miała zakrystja... Toż samo z ornatami, z których jeden perłami szyty leżał w pokrowcu, mało kiedy używany, drugi z figurą Chrystusa rzeźbioną i haftowaną i herbami fundatorki, tylko się ciekawym pokazywał. Gdy przyszło z assystencyą celebrować, i kapy i ornaty dobrane występowały, że nieraz bogatsze kościoły zazdrościły Borusławicom. Ale tu nie było proboszcza i nie było dziedzica, ażeby more antiquo coś nie przyłożył do tej żywej kroniki... W szufladach leżały te karty pobożne, jak historja wieków trzymających się za ręce, i kroczących drogami jednemi....
Teraźniejszy proboszcz ks. Celestyn Paczura tak się kochał w swoim kościołku jak ks. Derszniak, który dlań nogi utracił. Wizerunek tego męczennika, który później o kulach mszę świętą odprawiał, wisiał dotąd w zakrystyi z opisem łacińskim całego wypadku. Szwedzi cierpliwością proboszcza przerażeni, bo się im nadludzką wydawała — porzucili go i uciekli, a włościanin znalazłszy odwiózł do Lublina, gdzie u Ś. Ducha przeleżawszy kilka miesięcy, ks. Derszniak do zdrowia powrócił, i żył jeszcze lat piętnaście.
Do grobowców starych w ścianach i na posadzce co to się tam różnych podań wiązało, które z ust do ust przechodząc, przyozdabiane, poetyzowane stały się tkaniną fantazyi pobożnych na wątku przez rzeczywistość dostarczonym!... Jeden dziaduś podawał dru-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.