i wspomnienia. Gospodarz był zagorzały, nudny, drobnostkowy i egzaltowany razem. Stał godzinami nad robotnikiem, gdy przyszła orka, chodził w ślad za pługiem, czasem zniecierpliwiony, brał sam w rękę sochę, albo radło, i pokazywał, jak się z rolą obchodzić powinno... Każdy posiew tak go zajmował gorąco, jakby dramat namiętnego widza... Co będzie ze wschodem ziarna? a nuż posucha? a nuż chłód? nuż się zaostrzy? nuż spóźni? nuż wybuja? a tu pogoda nigdy taka nie przyjdzie, jakiej się gospodarz spodziewa... Zeszły oziminy dobrze, ruń piękna... nadchodzi zima. Tu dopiero — co Pan Bóg da... Śnieg może paść na niezmarzłą ziemię — wyprzeje.
Przez całą zimę myśli się, co to wyjdzie z pod śniegów? Nareszcie skowronek zaśpiewał... Kotki na wierzbach, leszczyna kwitnie... Wiosna!! Złażą powoli skorupy śniegowe... czarno... Każdego dnia, co rana w pole się leci — zielenieje czy nie? W niektórych miejscach zboża ani znaku — odorywać czy nie? Czekać jeszcze? Siać na nowo? Później czy pójdą pogońce na rzadkiem życie? czy pszenicę skosić czy nie? Nuż wylegnie?
Dramat urodzaju rozwija się powoli. Posucha!! nieszczęście — moczy... liście żółknieją. A co będzie na kwiat? Nuż chłody, albo wiatry, i ulewy... Lada burza może sypnąć gradem... W jednej godzinie całego roku praca w niwecz idzie. Wreszcie wszystko się przetrwało... kłos nabrał, schyla się, złoci... Co to będzie we żniwa? Czy się to da zebrać sucho... A tu o robotnika trudno? Pszenica już w kopach, ale i w nich porosnąć może... Dwa, trzy dni słoty, i czapki zielenieją!! Zwieziono ją do stodoły? Jaki będzie wydatek? jakie ziarno? Dalej, jakie ceny? Czy sannę Bóg da na dostawę...
Wszystko to zarazem plącze się i miesza... Ledwie zebrane jedno, drugie się już sieje. — Serce trzeba podzielać między rolą a stodołą, między tokiem, a zagonem.
Podobne historje z sianem na łąkach, z jarzyną,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.