Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

było trzeba, a że się to koło kościoła kręciło, musiała odzież być od ludzi, zwłaszcza w dni świąteczne...
Na probostwie teraz nie było wikarjusza, obchodzić się bez niego musiał ks. Paczura, bo i sam, będąc wikarym jeszcze, z powodu długiej choroby swojego poprzednika — obsługiwał parafię bez pomocy niczyjej. — Różnie bywało. — Ale koniec z końcem się schodził przy Bożem miłosierdziu.
Mieszkania było dosyć — a jak teraz nawet — nadto. Na probostwie, wszedłszy w sień, która była dostatnia, (ztąd drzwi szły do lochu) — w lewo była jedna izba sklepiona tak duża, że w czasie stypy do chleba żałobnego osób w niej trzydzieści siąść mogło wygodnie, i jeszcze się było gdzie obrócić.
Jak za dawniejszych proboszczów, tak i teraz ozdób tu żadnych nie było... Stołów trzy z sobą zestawionych, ław kilka i stołków, u drzwi zamczysta szafeczka nizka, na ścianach Chrystus ukazujący bok rozdarty, Matka Boska bolesna naprzeciw, piec kaflowy zielony z ławą — i wszystko. Okna małe, w murze grubym, dwa nawet z błonami ołowianemi, nie wiele światła wpuszczały.
Ztąd do średniego pokoiku, gdzie był ołtarzyk domowy w kąciku, wchodziło się ciasnemi drzwiczkami, a przeszedłszy przezeń tuż i sypialnia ks. Paczury.
Łóżeczko maleńkie, twarde, dwa kufry, stół, na nim brewiarze, agendy i książek kilka — nad łóżkiem palma i gromnica, obrazki świętych... nic i tu więcej. Ks. Paczura mało żyjąc w domu, nie przywiązując się zbytnio do niczego, oddając, co miał z wielką radością, nigdy żadnego zapasu mieć nie mógł, ani się oń starał.
Za sypialnią dawni proboszczowie miewali skład, murowaną izbę z oknami kratą obwarowanemi, ale ks. Paczura nawet go nie zamykał, bo tu tak jak nic nie było, chyba się łom jaki zawieruszył. Klucze u niego w ogóle nie na wiele służyły.
Na przeciwko mieszkania proboszcza, było dawne wikaryuszowskie, teraz nie zajęte. Byłby je pew-