mu była. Ani się też spostrzegł, jak wśród tej zadumy zbliżył się do małego dworku.
Wyglądało to bardzo biednie, bo Hołłowicz, choć od dawna tu siedział, pamiętał, że był na dzierżawie, podpierał, łatał — żył z dnia na dzień tylko. Dworek był stary i niepokaźny, z ganeczkiem o dwóch słupkach przepasanych w połowie i wyrzynanych ze staroświecka. Dach na nim słomą kryty, w części był mchem porosły, gdzieniegdzie poodnawiany, aby nie zaciekało. Sam ganek tylko gonty czarne okrywały Na małym stołku, co otaczał domostwo, w rogach na kołkach suszono hładyszki i wietrzono garnki, dalej rozwieszone były chustki. Z korytka pożywiał się zielem osypanem z wielkim apetytem wieprzaczek, w koło niego kręciły się kury, i gęsi z wyciągnionemi ciekawie szyjami... U studni gospodyni z zakasanemi rękawami i podwiniętym fartuchem coś miała z balijkami do czynienia. Dwoje cieląt pasących się na kawałku trawy, usłyszawszy turkot proboszczowskiej bryczki, pierzchły wierzgając z fantazją wielką, pozadzierawszy ogony do góry.
Obejrzała się gospodyni i poznawszy dobrodzieja, biegła mu już otwierać wrota, a Hołłowicz wdziewał opończę i stał w ganku, gotow sam biedz na spotkanie.
Wielki to bowiem gość był zawsze ks. Paczura, gdy Hołłowiczów nawiedzał.
Jejmość otyła niewiasta, która po domowemu i bez czepka na głowie, i bez chustki siedziała, poszła się co prędzej ogarnąć. Dwoje dziewczątek z sieni uciekało też, bo nie były do gościa odziane. W domku zawieruszyło się.
— Proboszcz! proboszcz! wołano na wszystkie strony.
Hołłowicz szczęściem zdołał nałożyć rękaw drugi, nim ksiądz nadjechał, zbliżył się do bryczki, podał rękę księdzu i w ramię go czule ucałował.
— A cóż to za szczęście, że jegomość dobrodziej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.