o swych sługach pamiętał? zawołał jakby zdyszany ze wzruszenia.
— Jak się macie! jak się macie! mruczał ks. Paczura. I wchodzili już do pierwszej izby na lewo, która choć najparadniejsza, w tym momencie wcale na przyjęcie, nawet tak poufałego jak proboszcz gościa, przygotowaną nie była.
Jejmość, gdy bryczkę zobaczyła, zajęta była liczeniem motków, i część ich i talek zajmowała kawał pokoju. Na głównym stole leżało motowidło, kilka związanych kłębków na krześle. Oprócz tego, na stole gąsior był na pół próżny z jakąś cieczą mętną. Zobaczywszy to Hołłowicz, niezmiernie się zmieszał i na nieporządek babski narzekać zaczął. Uprzątnął żywo krzesło dla proboszcza. Wnet i jejmość w czepku na prędce narzuconym i chustce, którą się okryła, nadeszła z przeprosinami.
— Niech jegomość dobrodziej daruje, słowo daję — gospodarstwo kłopotarstwo, a czego człowiek sam nie zrobi, nie będzie z tego pociechy.
— Ale nie ma nic, nie trudźcie się! — mówił ks. Paczura — niech to sobie będzie. Ja na chwilę do państwa — i — z interesikiem.
Zmieszał się Hołłowicz, przeczuwał, że ks. Paczura o zaległość się mógł upomnieć, i wąsa pokręcił jakby go sobie chciał urwać.
Hołłowiczowa spojrzała z ukosa, blademi oczyma i nos utarła zaniedbany nieco... wśród gospodarskiej troski.
Czekali milczący, westchnął proboszcz. Ręce złożył i zadumany siedział, smutno mu było o tem mówić.
— Masz waćpan dwóch synów w szkołach? — odezwał się do Hołłowicza zwracając. Powiedzże mi, radbym wiedział, co cię to kosztuje, gdzieś ich umieścił?
Hołłowicz zwykł był zawsze, zwłaszcza przed proboszczem skarżyć się i narzekać; podniósł wnet rę-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.