Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

ce do góry. Sama jejmość wsparła się na stole i czekał, co powie, aby mu wtórować gorliwie.
— Co oni mnie kosztują? odparł dzierżawca. Co kosztują? Nie, niech już jegomość dobrodziej nie pyta! Zjadają mnie, niszczą mnie, rujnują, jak Bóg miły! Od gęby sobie człowiek dla nich musi oddzierać. Kosztują! a! — westchnął.
— Ale przecież? pytał ksiądz, któremu się twarz zachmurzyła.
Nie mogli Hołłowiczowie domyślić się jeszcze, w jakim celu zadane było to pytanie; dzierżawca musiał być ostrożnym.
— Co kosztują? powtórzył.
Wtem przerwała mu żona prędko i podkaszlując za każdem słowem:
— A! czy to tam się z tą szarańczą wyrachować można? Kto to wyliczy! Niby powiedziano, że tyle mają kosztować, a byłże jeden rok, żeby nas nie zdarli?
Ks. Paczura zmiarkował widać, że otwarciej się tłómacząc, prędzej do celu dojdzie.
— Widzicie bo, kochany mój Hołłowicz, ja moich dwóch malców muszę już do szkół oddać. Chciałem się was poradzić — gdzie? jak? rachowałem, że mi będziecie pomocą.
Spojrzeli po sobie gospodarstwo, i zaraz w istocie zmieniło się usposobienie. Hołłowicz przyszedł podziękować za zaufanie.
— Niech jegomość się na mnie spuści, ja to ułatwię, z duszy, serca, jak najlepiej.
— Jejmość — przerwał nagle — a kawa dla księdza proboszcza?
Choć niechętnie poszła, pani Hołłowiczowa, a dzierżawca się zbliżył do księdza.
— Oddać ich do Lublina, na stancyę do dyrektora — rzekł — ordynaryę się da, to od umowy, w dodatku za naukę coś, gotowym groszem. Już to prawda — dodał wzdychając — z tą ordynaryą! dawniej inaczej bywało. Dziś czego oni nie wymyślają. Bywało wy-