Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy się spotykali, jak najlepiej byli z sobą, bo ks. Paczura z nikim źle być nie mógł; przecież poufałości i zażyłości brakło. Starał się o nią widocznie pan Sniehota, unikał jej proboszcz. Przecież gdy się o staroście zgadało, oddawał mu ksiądz sprawiedliwość wszelką i przymioty jego wynosił. Ale był powód dla którego, mimowolną czuł doń odrazę ks. Paczura. Pan starosta miał jedną wadę, nałóg czy manię, bo nie wiedzieć, jakby to nazwać wypadało — był pieniaczem.
Takich już dziś na świecie niema. Starosta pieniał się nie dla zysku, nie ze złośliwości, nie przez chciwość na dobro cudze, ale przez dziwną do prawowania się namiętność. Niepokoił tem ludzi, narażał się im, pieniądze marnował, a bez procesu żyć nie mógł.
Opowiadano o nim, że gdy mu raz szlachcic w sprawie o granicę chciał dla miłego spokoju dobrowolnie ustąpić — zburczał go.
— Chyba punktu honoru nie masz? jak to może być, ażebyć sobie bez oporu dał brać z przed nosa? hę? Mnie się zdaje, że mi się to należy, ale to jeszcze nie racya. Któż to wie? mogę się ja mylić! nie chcę cudzego dobra mieć na sumieniu. Niech sąd rozpozna przy kim słuszność, musisz się kochanku prawować, to nic nie pomoże.
Proces dla starosty był rodzajem walki, ożywiał go, dawał mu ochotę do życia, wesołość, różność, gdy mu brakło tego zajęcia, smutniał i nudził się. Kosztowało go to nieraz dużo, ale o to nie dbał. Kupił pono był Zalesie jedynie dla tego, że tu miał widok na trzy sprawy ważne, dwie graniczne o bardzo znaczną dyfferencyę, która się na seciny włók liczyła, trzeci o summę na dobrach opartą, jakoby spłaconą, przy tem uległą już przemilczeniu, o którą się upomniano. Mniejszych różnych spraw, jakie chwytał i prowadził, zliczyć było trudno. Więc jeździł po sądał i trybunałach, naradzał się z prawnikami, sam pisał informacye, wglądał we wszystko, gardłował, przymawiał się