Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

kollatorowi należne uszanowanie okazywano. Czekano ze mszą świętą w niedzielę na niego, na którą do parafialnego kościoła z obowiązku nigdy przybyć nie omieszkał, choć miał w domu kaplicę. Trzeba było choroby ciężkiej, by Zalesie chybiło, a i w takim razie, przysłano kogo i ze dworu. Mieli kollatorstwo ławkę swoją suknem wybitą, podawano im pierwszym patynę do pocałowania. Szli za celebrującym na processyi. W czasie obchodu Bożego Ciała, starosta księdza niosącego ciężką firlejowską monstrancyę zwykle podtrzymywał. Jednak stosunki były ceremonialne i chłodne.
Z ks. Serafinem, kapelanem starostów, ks. Paczura był w najlepszej komitywie, często gęsto pomagał mu on do spowiedzi i posług duchownych, ale to nie zbliżało go do Zalesia.
Tej też niedzieli chwilę czekać musiano, nim się poszóstna kareta i za nią bryka ukazała. Gdy ją spostrzeżono na drodze, dano znak i głupi Bartek na summę uderzył w dzwon wielki, za którym mieszczańskie chłopaki ruszyły resztą dzwonów. Lud, który stał na cmentarzu, zaczął płynąć do kościoła. Mamert świece wszystkie, wielkie i małe zapalał. Matłachiewicz już był na chórze, na który kilku swoich wybranych puścił.
Stanęła landara przed bramą, i ukazał się starosta, jak zwykle, wyprostowany, z miną pańską, pod rękę wiodąc drobną i małą żonę swą, osłonioną czarnym welonem. Za nimi szli ks. Serafin i dwoje dziewczątek jednakowo ubranych, z paninego fraucymeru, oraz stara Ościńska, która miała dozór nad niemi, i ów majordomus, rezydent marszałkujący p. Prawutyński Hieronim, też okazałej postaci człowiek, który z powodu słabych nóg, na lasce się podpierał...
W kościele ustąpili się im wszyscy tak, że mimo ścisku, mogli dojść wygodnie do swej ławki, przy której Prawutyński zajął miejsce z boku.
W tejże chwili zasygnowano na summę i ks. Paczura wyszedł z zakrystyi, ale — zamiast dwu chłopa-