pytała Magdalena, trzymał w zakrystyi kulawy Mamert, a biedny głupi Bartosz, jak cień się włócząc za nimi, zęby wyszczerzał i śmiał się zdaleka. Gdy ich wesołymi zobaczył, sam też podrygiwał, rzucał rękami, głową trząsł, ryhotał w kułak, a gdy nim ta radość owładła do szału, uciekał z oczu ludzkich.
Jeden Matłachiewicz utrzymywał, że się tylko w szkole gorszej swawoli nauczyli — wszystkich figlów i psikusów studenckich...
Proboszcz, który ich wziął na ścisły egzamin z łaciny, rad był z nauczycieli. Z historyi świętej też Wacek szczególniej wytrzymywał najsurowsze badanie. Nie można jednak zaprzeczyć, że czasu świąt było i swawoli dużo. Na żart chodzili po miasteczku z jasełkami, poprzebierani, straszyli pod oknami, Wicek się w kożuch na wywrót przystroił i jakieś niebywałe stworzenie reprezentował. Nie było w tem tak dalece nic złego. W czasie nabożeństwa w kościele raźno też dopomagali Mamertowi.
Na Wielkanoc potem przyjechawszy, oni z nim ubrali grób wielko-piątkowy w bocznej kaplicy, a może nigdy nie był tak ustrojony i oświecony jak teraz, nigdy drewniani rycerze nie stali butniej na straży i lampy nie były ustawione misterniej. Zieloności dużo po ogrodach napsuto, aby przybrać grób na podziw pobożnym.
Na święcone i proboszcz i oni pojechali do Zalesia. Tu zjazd był zawsze wielki, i przez tydzień nie schodziła zastawa ze stołów, a niekiedy na Zielone święta ją odnawiano. Wielkanoc w tym roku przypadała późno, a wiosna wcześnie nadeszła, więc zabawić się było można i w grodzie, a u starostwa był ogród staroświecki szpalerowy, w kondygnacyach, ze strzyżonemi drzewami, które podziwienie obudzały. Dwa świerki szczególniej ostrzyżone w kształcie długich pudełek z gałkami na wierzchu, były dla okolicy cudem świata. Co rok, na wiosnę przystawiano do nich drabinę i nielitościwie młode gałęzie ogromnemi nożycami postrzygano tak, że biedne drzewa na zewnątrz nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.