Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

o nic, — a proboszcz przecię czuł, przeczuwał raczej, że już tam między nimi dawniej jedności nie było.
Przyczyny się dobadać, ani domyśleć nie umiał. Chciał ich poddać jakiejś próbie, a składało się tak zawsze, że gdy jednego do siebie zawołał, drugi stawić się nie mógł. Pojedyńczo ich badając, do niczego nie doszedł. Czasem sobie mówił, że to mu się może tak zdawało tylko, z wielkiej o nich troskliwości modlił się do Przemienienia Pańskiego, aby, jeśli co było, na lepsze zmienić się mogło.
W istocie, bracia teraz rzadko się z sobą spotykali. Folwarczek, który Wicek trzymał dzierżawą, o mil trzy był oddalony od Zalesia, Wacek zaś albo po lasach się włóczył i objeżdżał je, lub w samem Zalesiu przesiadywał. Lasy naówczas, choć ich w większych dobrach dopilnowano, nie bardzo były zagospodarowane. Taki pan leśniczy głównie strzedz musiał, aby obcy włościanie nie wyrąbywali się, a gdy las sprzedawano, aby kupiec nie wywiózł więcej, niż mu należało. Roboty nie było wiele, wańczosy i belki poznaczyć... z leśnikami się rozmówić, zapolować, gdy było zwierzyny potrzeba, na rubieżach kopców i sosen ze znakami dojrzeć... od pożaru strzedz... Czasu było wiele na spoczynek i zabawę. Ale Wacek do zabaw wielkiej nie miał ochoty.
W czasie wolnym od zajęcia nastręczał się do wszelkich małych usług dworu, staroście jego skrypta przepisywał, bo charakter miał piękny, czasem do gości przychodził do dworu, gdy ich więcej przyjechało, a regularnie też do stołu go wołano, gdzie rozmową starostę zabawiał. Człowiek z niego może nad wiek stał się poważny i wytrawny, płochości nigdy się po nim żadnej nie pokazało, pobożnym też był bardzo i choć dorodny mężczyzna, gdy trzeba było do mszy św. ks. Serafinowi posłużyć, chętnie komeżkę wdziewał. Wszystko to razem łaski mu wielkie jednało u obojga starostwa i zachowanie, którego drudzy zazdrościli.
Można było powiedzieć, że we dworze na równi