Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

przytomną, z dzieckiem do piersi przytulonem i płaczącem... Próżny już tu był ratunek wszelki — chora mowę straciwszy, dogorywała. Dowiedzieć się od niej, kto i zkąd była, nie umiano. Chłopek, który ją wiózł na najętej furmance, porzuciwszy chorą, sam odjechał. Gdy ta zmarła, starościna się zaopiekowała sierotką. Przy umarłej metrykę tylko dziecka znaleziono i kilka papierów, z których się nic dobadać nie było podobna — prócz że Rewnowska wdowa pochodziła z Podlasia od Białej. Posyłano tam potem, rozpytując przez księży Bernardynów do koła, ale tu o żadnej familii tego nazwiska nikt nie wiedział, ani w Białej, ani koło Łosic, ani w Huszczy i Tucznej, gdzie drobnej szlachty wiele. Sierota tak opatrznym sposobem narzucona starościnie, jak ona mawiała, z samej woli Bożej, zawsze w szczególnej była pieczy, ale też i powiodło się z nią nadzwyczajnie.
Marzyła tedy starościna, że ją wyda świetnie i nie za lada kogo, a wszyscy wiedzieli, bo to głośnem było na dworze, iż krom sutej wyprawy, nie zwykłe dwa tysiące, ale dziesięć tysięcy złotych starostwo pod poduszkę dać obiecywali.
Nie tylko dla tej wielkiej sperandy, ale dla samej piękności, statku i wdzięku dziewczęcia, cisnęła się młodzież do Rewnowskiej, ale ona nie łatwy do siebie przystęp dawała. Nazywano ją pospolicie dumną, inni żartem przezywali: panną starościanką... dosyć, że ci co zabiegali jej drogę, rzadko wejrzenie zyskali. Na dwór też młodzieży uboższej przystęp nie był łatwy, chyba gdy święta jakie wypadły, i oficyaliści z dóbr do stołu bywali zapraszani.
Z majętniejszych synów obywatelskich z okolicy spoglądało także wielu ku niej, ale ostrożnie i z obawą, żeby się nie rozmiłować, bo sierotą była bez koligacyi i dla nich mało posażną, — a naówczas rodzice nie łatwi byli w wyborze synowej.
Jeden niby co się tam najśmielej posuwał, był