miał, rozposażał, i długi mu ciążyły. Na leśniczowstwie zaś u starosty nie wiele się było można dorobić, — ze skórek lisich...
Nie śmiał się też posuwać Wacek, i chyba oczy za niego mówiły, gdy na pannę zdala poglądał; zbliżać się nie miał odwagi, a niewiadomo zkąd i jak wyrobiła się w nim taka duma, że sama myśl, iż mógł dostać odprawę wstydliwą — trzymała go w oddaleniu. Nie przeszkadzało to przy codziennych lub przynajmniej częstych bardzo spotkaniach, wielkiej z obu stron uprzejmości. Panna Konstancya rychlej jego zagadnęła, niż on ją, czasem o coś poprosiła i w dłuższej rozmowie jakby go wybadać pragnęła...
Ale tak samo zupełnie była i z Wickiem, który się mniej od brata ukrywał i z wielkim dla niej affektem. Często też pod rozmaitemi pozorami zbiegał do starosty, najczęściej w porę obiadową, bo na obiad przychodziła starościna z Konstancyą.
Po nim łatwo było poznać, iż panna mu głowę zawróciła i starościna widzieć to musiała, ale znajdowała to naturalnem i żadnem niegrożącem niebezpieczeństwem. Śmiała się z tego po cichu, mówiąc sobie: — A ktoby też Koci nie kochał! At! zwyczajnie młodość! Kocha się, to się przekocha! — Wicek, gdyby nie to, że panna była wielce ostrożną, stałby się łatwo napastliwym; szukał zręczności zbliżenia się do niej, przysługi czynił — i śmielej spoglądał. Nie można jednak było dostrzedz ze strony panny najmniejszej oznaki pierwszeństwa, danej z nich jednemu. Dla obu była równie życzliwą, ale od obu daleko. Wicek najczęściej dowiedziawszy się, kiedy brata nie było w Zalesiu, zbiegał umyślnie naówczas, a gdy oba się razem znajdowali, zimniejsi byli, i więcej na siebie patrzyli, szpiegując się, niż na pannę. Jeden i drugi domyślał się, że w bracie miał współzawodnika — to ich widać oziębiło wzajemnie, i wielka miłość owa braterska, zmieniła się w nieufność, od której do niechęci było już blizko.
Wacek wiedział bardzo dobrze, iż nadziei poślu-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/68
Ta strona została uwierzytelniona.