Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

bienia faworyty starościnej mieć nie może, przecież bratu zazdrościł, który zdawał się roić śmielej, acz i on był w tem samem położeniu. Wicek też, wiedząc, że brata ma panna częściej na oczach, niecierpliwił się tem i burzył.
To był rzeczywisty powód rozbratu między nimi, który proboszcza niepokoił, ale ks. Paczurze nie przyszło nawet na myśl, ażeby jakaś miłość przyczyną rozerwania być mogła. Gdy mu to coraz bardziej w oczy wpadało — postanowił wreszcie stryj sprowadzić do siebie obu, i albo nic nie mówiąc, wybadać ich oko w oko stawiąc, albo wprost do wytłómaczenia się zmusić.
Wiadomo, że dzień Ś. Celestyna, imieniny proboszcza, przypada d. 6 Kwietnia. Ks. Paczura nigdy ich nie obchodził, najczęściej niedopuszczając nawet, aby się dla niego ktoś fatygował, po rannej mszy wyjeżdżał do Hołłowiczów na Plebankę, i tam do wieczora przesiadywał. Wiedziano o tem w sąsiedztwie i nikt już się nie wybierał z powinszowaniem, nawet sąsiedzi posyłali wiązania i bilety; na tem się kończyło. Potem w miesiąc d. 4 Maja na odpuście na Św. Floryan, ponawiano tylko życzenia. W tym roku, ks. Paczura nie obawiając się już, aby go najechali goście, bo zwyczaju tego nie było, namyśliwszy się, napisał do obu synowców prawie w jednych słowach zaproszenie, aby mógł z nimi dzień ten przepędzić. Magdalena miała przygotować obiad nie wykwintny, do którego pieczona gęś z jabłkami dodaną była, gwoli uroczystości. Ani Wacek ani Wicek nie mogli odmówić, choć obu zbliżenie się ciężyło... Przyszli do tego zobojętnienia dla siebie, i jakiejś obawy stykania się z sobą, nieznacznie, powoli — odsuwali się, unikali siebie, i ani spostrzegli, jak im to w obyczaj poszło i ludzkie już oczy raziło...
Wacek przybył konno z Zalesia tak wcześnie, że jeszcze proboszczowi, dawnym obyczajem, mógł do mszy służyć — ale już stara owa krótka komeżka ze wstążką niebieską, której używał dawniej, jeszcze le-