Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jawna rzecz, — dodał starszy, — że kiedy obu jedno mówi, obudwu z nas chyba nie chce...
— Albo ja wiem! — dodał Wicek... I wy i ja szalejemy za nią, a to dziewczyna jak lód — żeby człek konał, jej się usta nie rozwiążą!
Zwierzeniom tym nie byłoby końca, bo bracia teraz ochoczo się sobie spowiadali, znowu do dobrej przyszedłszy zgody, i oba również się czując biedni, gdyby proboszcz, który już był o nich niespokojny, nie pociągnął na cmentarz za nimi. Zobaczywszy ich zdala na tym kamieniu, obok siebie siedzących znowu w dobrej zgodzie i porozumieniu, a tak żywą zajętych rozmową, rozrzewnił się starowina, Bogu dziękując, i nie byłby im przeszkodził do dalszej rozmowy, gdyby za nim Magdalena z rozpuszczonemi już czepca wstęgami nie przywlokła się.
— Jezu ty mój miłosierny! na spacer acaństwo się wybrali, kiedy obiad już gotów i gęś się zesmali na niwecz...
— Dawajcież wazę, dawajcie, — odezwał się ks. Paczura, ja ich pościągam zaraz.
I podszedł wolnym krokiem ku murkowi zdala wołając.
— Mości panowie — gęś się przepiecze... Proszę do stołu...
Twarz mu się śmiała... Nie wiele kroków uszedłszy, słaby staruszek już, że na dworze było ciepło, potniał i czoło sobie ocierał, ale w duszy też ciepło mu było... i Bogu dziękował, że mu się jego poczciwa strategia tak szczęśliwie udała.
— Chodźcie ichmość pożywać, co Bóg dał, — powtórzył z uśmiechem... Podajcie mi ręce z obu stron i prowadźcie, tak prędzej staniemy u celu, bo pod waszą opieką raźniej będę suwał nogami...
Wacek z jednej, Wicek z drugiej strony pospieszyli mu podać ręce — twarz starego promieniała. Patronowi swojemu dziękował, że mu dał myśl szczęśliwą i skutek jej tak pomyślny...
Zdala Hołłowicz, który się sam jeden pozostał