pytano ni kto, ni co, ni zkąd, gospodarz ojciec, człek jak baryła, czerwony, przystąpił doń z kielichem i naprzód zdrowie jego wychyliwszy, — począł go konwinkować.
— Niesprawiedliwośćby się nam stała, a równości szlacheckiej krzywda, gdybyś asindziej nie wyrównał się z nami, co najmniej kieliszkami trzema. Jakem poczciw, za kołnierz wyleję — a zechcesz się bić — no — to stoję...
Wacek wypił, węgrzynek był lekki i połykać się dawał dobrze, a on głowę miał nie dla proporcji... więc nuż go sobie z rąk podawać, aby tak godnego obywatela wyściskać. Myślałby kto, że go od wieków znali... Ale co tam — kość z kości! Szlachcic prawy... za kołnierz nie wylewa... Zaczęto go kochać niezmiernie...
— Wpadłszy między wrony, krakaj jak i ony! — mówił sobie Wacek.
Wzięli go z ganku do tańca, a że żwawy był i chłopak urodziwy, tu go znów porywano i musiał wszystkie panie w ręce całować, a mało z którą nie przetańcować.
Kobiety także nie bardzo dopytywały, kto go rodzi i zkąd, bo mu z twarzy dobrze patrzało i raźny był; a słowa mu nie brakło... Caluteńką noc porwany tak w czarodziejskim owem kole spędził, jedząc, pijąc, tańcując, śmiejąc się, ściskając, i nie mogąc prawie oprzytomnieć, co się to z nim działo..
Gdy dzień się zaczął robić, pozamykano okiennice i dotańczono do słońca. Naostatek nóg zabrakło, ci co pili pospali się w ganku, młody Matuski litość mając nad podróżnym, zaprowadził go do szopy na siano, gdzie już dery i kilimki były posłane — i tu na spoczynek legli. Czas było. Na Wacku koszula choć wykręcać mokrusieńka, a pot się z czoła lał... Młodemu jednak z tem i zdrowo i dobrze... Padłszy na siano, zasnął kamienym snem — do południa.
Wstali dopiero do wódki i przekąsek, bo po hulatyce — kieliszek wódki i ogórki kwaśne naówczas
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.