Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bracia rywale.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

dociągnąć z opowiadaniem do końca. A tu i inni cisnąć się zaczęli, i tumult powstał do koła, bo sobie tę historyą cudowną z ust do ust podawano.
Stary Matuski wziął z tego assumpt do kielicha, za zdrowie państwa sęstwa Rewnowskich i ich synowicy. Nie było już najmniejszej wątpliwości, iż to dziecię zaginione w wychowanicy starościny znaleźć się miało. Wacek jednak czynił tę uwagę, że niemało już familii poszukiwano, że właśnie w tych stronach o nią dopytywano, i że starania były nadaremne.
— To źle nas szukali, — rzekł sędzia, — a do tego dodać trzeba, że w zapadłym kącie mieszkamy, i gdyby istny fortuny kaprys nie przyniósł tu oto właśnie na te dni waćpana, pozostała by ona sierotą, a my bez wieści o niej.
Umówił się zaraz Rewnowski, iż sam miał z Wackiem jechać do starostwa Sniehotów, a gdy w nim przyjaciela sobie pozyskał Paczura, nie wahał się już wyznać przed nim, z czem tu jechał, rady prosząc i pomocy.
Sędzia był człowiekiem bardzo rozumnym i w obywatelskich sprawach biegłym, nakazał tedy Wackowi milczenie, i sam się z Matuskim o to mówić podjął, ręcząc, że, jeśli papiery są, to je mieć będzie. Trzeba jednak było pochmiele weselne przeczekać i jeszcze z państwem młodem przenosiny odbywać.
— Na to już nic nie pomoże, — dodał sędzia, — kiedyś grzyb, leź w kosz, trafiłeś na wesele na Podlasiu, tu ci nie darują, musisz dopić i dojeść, co należy, bo by się ludzie za pokrzywdzonych uważali.
Stało się, jak pan sędzia Rewnowski powiedział... Całe towarzystwo prosto ztamtąd, gdy już ostatnia beczułka węgrzyna z lagrem była dopita, ruszyło na przenosiny.
Pan młody nie chciał się gorzej od teścia pokazać, więc pito de noviter repertis. Węgrzyn lekki niczem by był, ale tu trafili na stare miody, tak zdradzieckie, że szły do ust jak ulepek dziecin-