tak rychło dozwoli wrócić do Saksonii, Szwalbiński pomyślał o urządzeniu się w swéj Borszczówce. Dwór tu zastał stary i niewygodny, a jeszcze bardziéj nie pozorny, trzeba było coś postawić i nie inaczéj, jak na wzór zameczków myśliwskich z okolic Drezna. Grosza stawało na to, fantazyi téż nie brakło. Sprowadził rzemieślników z Niemiec i na wysepce wśród stawu zbudował pałacyk, który nazwał z niemiecka Szwalbburgiem. Powoli napłynęło mu tu inwalidów z Saksonii i stary się nimi z przyjemnością otoczył. Życie jego było na małą skalę naśladowaniem owego, którego niegdyś po dworach niemieckich był świadkiem. Niemcami się też samemi posługiwał, rozdawszy między nich urzędy marszałka dworu, podczaszych, koniuszych i t. p. Nie wszystko się wynaśladować dało, ale cokolwiek było można zmałpować Szwalbiński tu przeniósł z sobą.
Ogromny niegdyś, barczysty i olbrzymio zbudowany chłop, co mu łaski Augusta II zjednało i pomogło do krescetywy, Szwalbiński zestarzawszy poczwarnie wyglądał. Niepomierne użycie trunków i jadła rozsadziło go, zrobiło otyłym, zbrzękłym, napuchłym. Twarz rozlała się, przedłużyła, tracąc rysy i zmieniając w nieforemną jakąś maskę czerwoną, guzami nasadzoną, obrzydliwą. Trzy podbródki spadały na pierś szeroką, nad oczami zwieszały się brwi na mięsistych napuchlinach jakichś rozkrzaczone. Wśród policzków ginęły oczy małe, nos za to wyrosły, opryszczony i wargi sine obwisłe, zajmo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/153
Ta strona została skorygowana.