Szwalbiński postarał się nawet do nich o portrety króla, królowéj, królewicza, a w gabinecie zawiesił panie: Aurorę Königsmarck, księżnę Cieszyńską, Cosel i mnogie inne wspomnienia Herkulesowych miłostek. Drugi gabinet był pełen osobliwszych kufli, puharów, kielichów i wykwintnego szkła z herbami saskiemi, napisami i figlami. Stały te pokoje królewskie zwykle pustką, gdyż nikomu ich profanować nie dozwalał gospodarz, a uprzywilejowanym gościom pokazywał je Cockius za osobliwość, tłómacząc każdy sprzęt i jego pamiątkowe znaczenie.
Udało się nadspodziewanie rotmistrzowi, który, ujrzawszy z okna zdążającą przez most na stawie karocę swą, uprosił gospodarza, żeby się nie ruszał, sam zaś poszedł naprzeciw żony, żeby ją do jéj mieszkania zaprowadzić. Obiad miał być osobno podany dla pani, co Szwalbińskiemu dogodniejszém było, gdyż jedzenie stanowiło dlań akt sakramentalny, a ułomności wieku, utrudniały mu porządne znalezienie się przy obiedzie.
Dwaj hajducy, którzy go przyprowadzali do stołu, nieodstępnie pilnować musieli czasu jedzenia. Jeden z nich zawiązywał mu ogromną serwetę, drugi ją często poprawiał, gdy zawadzała. W czasie zbyt gwałtownego nasycania pierwszego głodu, trzeba było stać na straży, aby sosy chwytane łapczywie nie lały się na piersi i brodę. Puhar musiano w ręce nabrzękłe poddawać zręcznie, mięso krajać, muchy opędzać i przysuwać różne przyprawy. Część tych
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/158
Ta strona została skorygowana.