Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/178

Ta strona została skorygowana.

odparł ksiądz, a ciebie kto mianował sędzia brata twego?
— Mamże go wzdać na trybunały, a z nim imię nasze?
— Cóż jest imię? odparł kapłan, alboli winy ojców spadają na dzieci? lub grzechy powinowatych na ich następców? Co jest imię? Dla tego, co zwiesz imieniem, dasz li sumienie?
— Ojcze! cóż czynić mam, co czynić? zawołał Piotr, ręce cisnąc, ja mu przebaczyć nie mogę, aż pomstę weźmie ztąd; ja i on żyć nie możemy. Mamli go rozwiązać i puścić, aby jutro stał na gardło moje?
— Dziecko moje, żegnając go Krzyżem Świętym, zawołał kapłan — niech wedle porządku ustanowionego na ziemi spełni się, co winno dokonać. Niech stanie przed sądem, niech wnijdą świadkowie, niech usłyszy wyrok, a wówczas niech głowę da.
Piotr oblany był potem zimnym.
— Ojcze! rzekł, srom imieniowi, srom kościom i prochom dziadów i naddziadów naszych. Spytają mnie z mogił, com uczynił i spokoju nie będę miał na ziemi.
— Księże, przerwał Wit ze zgrzytem zębów niecierpliwym, nie męczcie mnie. Mam umrzéć! tak, chciałem go zabić, życie za życie, ząb za ząb, niech zabije, lecz prędzéj, litości, prędzéj! prędzéj!
Ksiądz cofnął się na krok przerażony, dzikim głosem, który usłyszał, nie odpowiedział nic, ale wlepił