mężowska, która dla obcych oczów nie była widomą, ale domowi boleli nad uciśnioną panią. Znosiła ona swe nieszczęście z pewną dumą milczącą, a heroizmem takim, że się ludzie jéj nadziwić i wylitować dosyć nie mogli. Służyli jéj téż, a w sercach swych ku panu żywili trwożliwą niewawiść.
Wprawdzie dawniejszy dwór i fraucymer pozmieniał wszystek pan Wit, a obsadził ją swojemi kreaturami — ale i w tych biły serca. Najprzykrzejszém dla nieszczęśliwéj było, iż na niestatek mężowski jeszcze patrzéć była zmuszoną, a na nienawiść jego widoczną ku sierotce dziewczęciu swemu, co drogę mu do spadku tamowała.
Działy się więc w tym dworze rzeczy, o których wiele prawić każdy się lękał, bo Wit miał swych szpiegów, i zauszników, i donosicieli, a srogim był i nielitościwym tak, że go niczém ubłagać nie było podobna.
W jednéj połowie starego domu zamieszkiwała pani z córeczką, któréj z przestrachem jakimś zabobonnym na chwilę nigdy odstępować nie chciała, otoczona fraucymerem narzuconym i płochym... w drugiéj, obszerniejszéj rozlegał się Wit, czas swój spędzający teraz na wesołém życiu z przyjaciołmi stołecznemi, którzy do niego zjeżdżali, albo téż on do nich wybiegał.
Jeśli mu z Bożéj Woli wyruszyć przyszło, co się często trafiało, bo koło króla i dworu nawykł był biegać, natenczas obawiając się snać, czy, żeby nie-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/33
Ta strona została skorygowana.