Welder podbiegł żywo ku niemu.
— Znalazłeś kogo?
— Nie ma; brat, jak on powiada, odszedł wczora wieczorem; ale ot, co się u niego znalazło — dodał, wyjmując szablę i pistolety.
Wit spojrzał i zbladł strasznie; chciał zrazu chwycić za szablę.
— Co to jest? to jego szabla? zkąd on ją ma?
— Mówi, że mu darował.
— Łże! — zawołał gwałtownie Wit — tę szablę miał w drodze, gdyśmy jechali!... ja ją znam... Obnaż... pokaż... w klindze wprawiony dukat Batorego i napis: Regina pacis, salva nos...
Welder szablę z pochwy dobył i dukat Batorego błysnął.
Oniemieli oba, spojrzeli po sobie, Wit wzdrygnął się.
— Mówię ci... że to szabla jego... ta, którą miał z sobą... pistolety...
— Powiada, że zdobyte pod Wiedniem.
— Kłamie! ktoś u niego był. On, nie on! w tém coś jest. Panasa natychmiast do lochu, tu we dworze; trzeba go wziąć na męki, rady nie ma, ja muszę prawdę wiedziéć.
Trząsł się, mówiąc to, Wit, i znać było, że go chwilkami odchodziła przytomność. Szedł, wracał, rwał się ku zdala stojącemu Panasowi i jakaś siła odpychała go od niego. Welder, widząc go w tym stanie, odciągnął nieco w ulicę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/63
Ta strona została skorygowana.