To mówiąc, siadła znowu, wzięła książkę i próbowała się modlić, nie zważając na Wita, który chodził po sypialni sapiąc i mrucząc. Rozmowa zdała się skończoną, gdyż Marya widocznie dłużéj prowadzić jéj sobie nie życzyła. Kilka razy spojrzała z książki na dziecinę, któréj oczki otwarte z pomiędzy drżących paluszków na nią spoglądały; wzięła różaniec w ręce, szeptała modlitwę, Wit chodził. Widząc nareszcie, iż nie przełamie milczenia żony, a sam nie znajdując treści do nowych wymówek i dokuczania, wyszedł, głośno za sobą trzaskając drzwiami. Marya wstała, spuściła rygiel znowu i przybiegła klęknąć do łóżeczka Urszulki, która bardzo cichuteńko ze strachu płakała.
— Nie płacz, dziecię, śpij kochanie, szepnęła mu, już ci nic nie przeszkodzi, ja się pomodlę jeszcze chwilę.
Urszulka rączkami objęła jéj szyję w milczeniu, przyciągnęła ku sobie i tak przez chwilę pozostały w uścisku, który obie ukoił...
— Przeżegnaj się i zaśnij, całując jeszcze raz dodała matka. Otarła niezaschłe łezki i otuliła kołderką, zrobiła krzyżyk nad czołem i upadła na kolana do modlitwy.
Godzina już dosyć była późna. Kobiecy dwór Maryi składał się z nieprzyjaznego jéj płochego fraucymeru, który przypochlebiając się panu, jeśli nie dokuczał nieszczęśliwéj, przynajmniéj ją szpiegował nieznośnie. Z nikim więc biedna szczerzéj pomówić
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/79
Ta strona została skorygowana.