Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

szklanki, kwaterki, ludek Boży obsiada stół, a gwar, a hałas, a rozhowor głośny, a uśmiechy pukają, a piosnki polatują, a nogi niecierpliwie tupią. Jeszcze bardzo szczęśliwie, jeśli z ochoty do kłótni nie przejdą biesiadnicy, a ze sporu do bitwy. Arendarzowi wszakże nie ma, z czegoby nie mógł przy rozumie korzystać, jeśli człek z głową na karku, a z krédką w ręku. Miłość i nienawiść haracz mu opłacać muszą. Pocałowanie zarówno i guz ciągną za sobą w nieuchronném następstwie kieliszek..
Kwaśni ludzie po wsze czasy na te zbytki krzyczeli, ba i z ambon na karczmiska i na skrzypki nieraz było wołanie wielkie, że to tam wszelkiego złego siedziba i początek, ale złe lęgnie się, kędy może, niekoniecznie w gospodach; a niechby ci, co przeciw niedzielnéj ochocie kazania prawią, popatrzyli na tygodniowy trud i pracę ludu, a wejrzeli w życie jego i utrapienia — nie dziwili by się, że szuka chwili wytchnienia i wesela pod wiechą. Boć jéj gdzieindziéj nie ma. A tu się ludzie znijdą, i pogwarzą, i poradzą, i jeden drugiemu poradzi, i na sercu poweseleją, że im daléj życie nieść jakoś lżéj a raźniéj. Wyjdzie z tego czasem i licho jakie, a no — gdzie go nie ma na świecie?
Była tedy właśnie niedziela i miało się ku wieczorowi, słońce zapadało za sine lasy, a już w oknach obszernej gospody, na końcu wsi podlaskiéj Bożą Wolą zwanéj, świecić się zaczynało.
Wioska, jakby wołyńska, ciągnęła się sznurem