Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 1.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

ona żyła zupełnie w innym świecie. Zajmowało ją to wszystko zrazu dla tego, iż chciała sama dopilnować wychowania syna i umiéć nim pokierować, późniéj, gdy ten wyszedł z macierzyńskiéj i nauczycielskiéj opieki, przywiązała się do ksiąg, do nauk, a widząc, że mąż opuszczał zarząd dóbr, chciała go i w tém zastąpić. Życie jéj płynęło wśród téj wesołéj a nieustannéj pracy. Przybyła jéj siostrzenica kilka lat potém uprzyjemniła. Cieszyła się jéj szczęściem wydawszy ją za mąż, bolała gdy owdowiała, a przybitą została, dowiedziawszy się o drugim związku, który się jéj widział w najwyższym stopniu niestosownym. Zerwane stosunki, to co ją dochodziło z boku o Wicie, dozwalało odgadnąć, jak nieszczęśliwe było to stadło. Nie mogła wszakże nic na to poradzić, a godność jéj nie dozwalała narzucać się tam, gdzie głowa domu wyraźnie wszelkie odpychała stosunki. Ile razy wspomniano przy niéj Maryę, wzdychała, milczała i łza się kręciła w oczach staruszki. Kochała ona ją jak córkę i gdyby nie zjawienie się Piotra, byłaby może, mimo zbyt blizkiego pokrewieństwa wydała za własnego syna.
Dwór pani wojewodzinéj składał się w większéj części z ludzi do jéj humoru i upodobań dobranych. Marszałek dworu, stary żołnierz, ksiądz kapelan, uczony naturalista, sprawujący razem obowiązki bibliotekarza, dwóch rezydentów, dalekich krewnych nieboszczyka, z których jeden był myśliwcem zagorzałym, a drugi zajmował się niefortunném wierszo-