kło, nie tchnął, nie spoczął, nie zasnął, póki na swém nie postawił.
Część życia spędzał na różnego rodzaju polowaniach, potém na wesołych zabawach, a w domu czytał sobie, co go bawiło i na skrzypcach grywał. Ci, co go słyszeli, mówili, że grał wcale pięknie i mógłby się był popisywać, gdyby chciał, częściéj jednak grywał tylko dla siebie. Żyło się w Zdunce bez troski z dnia na dzień, szukając rozrywek a bardzo wygodnie, substania starczyła. Gość gdy przybył, choćby rok mieszkał, nie dano mu uczuć, ażeby się stał ciężarem, to téż na rezydentach nie zbywało.
Przy pani stolnikowéj Wereszczakowéj, matce, siedziała daleka jéj krewna panna Szukszcianka Elżbieta, ładna i miła panienka, było też i uboższego fraucymeru panien kilka. Matka zajmowała ze swoim dworem stary dom pradziadowski, zwany Stolnikowym; pan Feliks zaś, aby matce nie być zawadą i swojemi gośćmi pokoju jéj nie kłócić, pobudował sobie w brzozowym gaju tuż za ogrodem podług swéj myśli nowy dwór, który zwano Wojskim.
Od Wojskiego do Stolnikowego dworu wiodła piaskiem wysypana ścieżka i widać go było nawet z dziedzińca, bo brzóz nieco przecięto. Nowy dwór wyglądał nieco dziwnie, gdyż pan Feliks żadnego budowniczego nie słuchając, sam go sobie stawił ku własnéj wygodzie i na symetryę się nie oglądał. Na dole była sala duża jedna i druga, sień, parę pokojów dla ludzi, a na górze mieszkalne izby pana Woj-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/10
Ta strona została skorygowana.