Powrócił Piotr tak znękany po tém widzeniu się z bratankiem, iż niemal chorym się czując ze wzruszenia i niepewności o los żony i dziecka, ledz musiał w łóżko. Opanowała go gorączka, płakał, narzekał, zrywał się, kładł krzyżem i nad ranem dopiéro usnął twardo. Nazajutrz wstał jednak, a nie można go było powstrzymać, by znowu do więzienia się nie wybrał i na nową nie naraził próbę.
Sędzia nie wzbraniał mu wnijścia raz jeszcze i sam się z nim udał do więzienia. Gdy przyszli pode drzwi już, wybiegli pachołkowie pomięszani, opowiadając coś szybko bardzo swojemu urzędnikowi, czego Piotr zrozumiéć nie mógł. Postrzegł tylko wyraz przerażenia na twarzy sędziego, który zmięszany powiedział mu, że przystęp do więzienia w téj chwili był niemożliwy.
Stało się w więzieniu coś, czego wszakże powiedziéć niechciano.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/154
Ta strona została skorygowana.
XI. Poszlaki.