li, gdy niespodzianie zmieniły się okoliczności, gdy cudownie została wyzwoloną od tego tyrana, który umarł, znikła dla tych co ją ratowali.
Wojski ręce załamał, Niemiec znać zaciekawiony spojrzał na żonę, ażeby mu wytłómaczyła o co szło, Krystyna rzuciła kilka słów dla uspokojenia go, a co żywiéj zwróciła się do Wojskiego.
— Jakto? więc... się coś zmieniło w jéj losie? spytała.
— Wszystko! zawołał Wereszczaka, tamten, umarł!
Gosposia zdawała się pomięszaną i jakby nie wiedziała co mówić na to, szybko coś a niewyraźnie przemówiła do męża; mąż głową trzęsąc, surowo zaprzeczył czemuś, rozmowa się urwała.
— Wié pani, dokończył Wojski, że wiele, wiele dalibyśmy, jéj mąż i ja.
— Jakto? więc tamten..... ten..... nie był mężem, zawołała Krystyna.
— Mówiłem pani, że to historya do wytłómaczenia trudna, rzekł Wojski.
— Jakto? więc miała dwóch mężów?
— Tak jest, bo sądzono, że pierwszy został zabity, a on żył.
Robótka wypadła z rąk gosposi, która oczy wielkie zwracała to na męża, tłómacz ąc mu opowiadanie Wojskiego, to na Wereszczakę, z ciekawością rozbudzoną do najwyższego stopnia.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/172
Ta strona została skorygowana.