stanie. W okolicy, a więc i tu jeszcze o powrocie Maryi nie wiedziano.
Po kilku dniach, staruszka zawoławszy do siebie syna raz, odezwała się do niego:
— Ale ty, moje serce, źle robisz, że tu Piotra trzymasz... to mu tylko przedłuża ból i mękę. Niechby raz powrócił do Bożéj woli, począł się ze swojém położeniem oswajać i pracować na nowe życie. Cóż to z tego będzie?... że się przeciągnie, co nieuchronne. Jam mu bardzo rada, ale rozum i przyjaźń tak dyktują.
— To dobrze — odpowiedział Wojski — ja go wstrzymywać nie będę, ale téż namawiać do podróży nie mogę.
— Ale bardzo rozumiem — rzekła Stolnikowa — tylko za pierwszym razem gdy zażąda do Bożéj Woli, ofiaruj się z nim jechać, odprowadź go, a potém, choćby powrócił, to już nic, niech się powoli oswaja....
Wojski uznał słuszność tych uwag, bo na boleść jest zawsze tylko jedno ludzkie lekarstwo; — praca, zajęcie, spojrzenie śmiałe położeniu, choćby najstraszniejszemu, w oczy. Nazajutrz był piękny dzień jesienny. Wojski, któremu się stęskniło za polowaniem, zapraszał do lasu, było wypatrzone gniazdo wilków i szczenięta już spore.
— Nie mam serca do myślistwa — rzekł Piotr — nie mam go do niczego, — nie mam ochoty w las jechać, a przyznam ci się, że i rusznicy się boję, bo
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/199
Ta strona została skorygowana.