niewidome na pomoc. Wszakże oba z Wojskim, za staraniem nieprzyjaciela, udani za szalbierzy i samozwańców przed królem, byliśmy wsadzeni do twierdzy w Koenigsteinie, gdziebyśmy zamrzéć i zgnić łatwo mogli, jak inni nasi, gdyby nas osobliwszy wypadek nie ratował.
— Osobliwszy i śmieszny, dodał Wereszczaka, bo gdyby kasztelan Niemira nie był się nieco szorstko o hr. Orzelskiéj wyraził, nie wiedząc że ona przy nim stoi; jeszczebyśmy pokutowali w tych lochach.
— O tém wszystkiém, rzekła Wojewodzina, my niewiedziałyśmy nic.
— Ani o tém, uśmiechając się i obracając do żony, dodał Piotr, żem ja pod oknami domu był, gdyś ty więziona siedziała w Dreznie, pono ostatniego wieczora twojego tam pobytu. Widziałem Urszulkę widziałem zdala twarz twoją, serce mi biło. Wtém nagle w oknie ukazał się... on.
— I zobaczył cień człowieka pod drzewem, i strwożył się, podejrzywał, a nazajutrz wywiózł ztamtąd, szepnęła Marya.
— A! dosyć tych wspomnień ohydnych, przerwał Piotr, dosyć, zapomnijmy, przebaczmy i odżyjmy życiem nowém.
— Mnie także staréj, rzekła wojewodzina, daliście życie nowe... bo mi teraz jaśniéj i nie tak samotnie na świecie....
We łzach i rozmowie upłynęła chwila zaledwie, gdy błyskawicą rozchodząca się po dworze, po wsi
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/208
Ta strona została skorygowana.