z panem razem w lasy i zameczki wiejskie Drezno otaczające.
Miasto więc znaleźli dosyć pustém, co ułatwiło poszukiwanie, gdyż zaraz nazajutrz po zajęciu kwatery przy starym Rynku, trzeba się było puścić na zwiady. Piotr pozostał w domu, Wereszczaka wziął sobie pomocnika i ruszył na los szczęścia. Przygotowanym był na to, iż nie łatwo mu przyjdzie na ślad trafić, gdyż nie mógł nawet wyspowiadać się, kogo szuka, ażeby się nie zdradził. Chodził tylko po główniejszych zajazdach, dopytując rodzin polskich w ogóle.
Spotkania trafunkowego z Witem nie lękał się tak bardzo, nie spodziewając się, aby go posądził o stosunki z bratankiem. Na przypadek zaś zetknięcia z nim miał już osnutą bajkę jakąś i zabierał się odważnie z nim dawną odnowić znajomość. Cały dzień wszakże zszedł mu na próżnéj wędrówce po mieście i na zupełnie obojętnych spotkaniach z ludźmi, których wcale nie potrzebował. Wita, ani wieści o nim nie było nigdzie. Odprawił więc przewodnika Niemca i szedł już do domu, a zaczynało zmierzchać, gdy w zamkowéj ulicy mignęła mu się postać słusznego mężczyzny, przypominająca rotmistrza. Na wszelki wypadek pociągnął zdala za nią. Wkrótce mógł się przekonać, że go przeczucie nie omyliło, był to w istocie Wit, który się skierował ku stojącym w pobliżu zamku lektykom i jedną z nich nająwszy, nieść się kazał ku mostowi wiodącemu na Nowe
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/32
Ta strona została skorygowana.