Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

Miasto. Zaledwie go do niéj zamknięto, Wereszczaka siadł do drugiéj i dawszy do zrozumienia, że dobrze zapłaci, kazał się nieść w pewném oddaleniu za tamtą, tak jednak, aby jéj nie dogonić i nie prześcignąć.
W owéj epoce intryg miłosnych, ci drążnicy, jak wszyscy około dworu żyjący ludzie, nawykli byli do podobnych wycieczek. Zrozumiawszy więc łatwo rozkaz, poszli wesoło za pierwszą lektyką. Widać ją było niesioną przez most na tak zwane Miasto Nowe, które się naówczas wspaniale zabudowywało, znać pragnąc stare zagasić. Życia tam wszakże było o wiele mniéj, a mieszkańcy w większéj części pracowici rzemieślnicy lub spokojni mieszczanie, szczęśliwi byli, gdy im się czasu wielkich zjazdów do miasta na pół puste kamienice wynająć udało. Przeszedłszy most lektykarze, zwrócili się na wielką Meissnerowską ulicę i do jednego z porządniejszych jéj domów się skryli. Dla niepoznaki kazał się, dobrze zanotowawszy sobie kamienicę, nieść daléj Wereszczaka i dopiero naprzeciw nowego pałacu, z placu pustego zawrócić kazał.
Jeden z niosących go ludzi, który w tym pochodzie przeczuwał jakąś bodaj awanturę miłosną, nastręczył się sam, iż dopytać może u współtowarzyszów, co tamtego pana nosili, czy go zostawili, wrócili z nim, lub czekać mieli nakazaném. Lecz że się to badanie natychmiast odbyć nie mogło, Wereszczaka nieść się kazał do domu nazad i tam sobie dać wiedziéć, przyrzekłszy dobrą zapłatę.