Wspomnieliśmy na początku naszéj powieści, iż dwaj bratankowie z twarzy do siebie wielce byli podobni. Rysy były te same, wzrost równy, ruchy jednakie. Wprawdzie, jak to zwykle na świecie bywa, gdy życie i charakter podziałały różnie na ten jeden materyał wyszły z ręki Bożéj, wyrobiły z niego dwie postacie odmienne, przecież zostało w nich jeszcze to podobieństwo, jakie ma nawet Lucyper upadły do swych braci aniołów. To pokrewieństwo twarzy i teraz jeszcze było uderzające. Nieraz Marya wpatrując się zdala z obawą w swego męża teraźniejszego, zapłakać musiała nad tą losu igraszką, która jéj w znienawidzonym stawiła przed oczy przypomnienie ukochanego. Był on jakby szyderskiem widmem przeszłości, jakby pomstą za dni szczęścia i spokoju.
W chwili gdy pani Sulzerowa weszła tak niespodzianie do pokoju, stał jeszcze Piotr wsłuchany
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bratanki T. 2.djvu/82
Ta strona została skorygowana.
VI. Niespodzianka.