Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Było ich dwoje.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

szłość czeka. Kaleka ci zacięży, — będzie przykrym, — ludzie źli zechcą korzystać z tego i z jego ślepoty. To prosta droga do grzechu. Nie mogę więc sumiennie ci pomagać do małżeństwa takiego, i owszem odradzam.
To było pierwsze straszne słowo; Maryś się rozpłakała.
— Ojcze dobrodzieju! zawołała — ale ja go kocham! Ślepy i kaleka jest mi jeszcze droższy, ja go nie mogę opuścić... umarłabym i zatęskniła się myśląc o nim.
Dlatego do ojca przybyłam, ażeby prosić i błagać, żebyś nas jaknajprędzéj połączył i pobłogosławił, bo nie mogę ciągle przy nim siedzieć i pilnować, aby ludzie nie obgadywali; a na cudze ręce nie chcę go zdawać.
Proboszcz się trochę opierał, lecz w końcu to poczciwe przywiązanie, to pragnienie poświęcenia, wzbudziło w nim i szacunek i podziwienie i współczucie.
Kilka słów jeszcze i napomnień dorzucił i widząc że to nie pomaga, — obiecał ślub dać, byle się formalności spełniły.
On także, jak Rzepkowa i dom cały państwa łowczych, wielce był zdumiony postępowaniem Marysi, tém bardziéj że Staszek teraz wymize-